Nawigacja
Rajd rowerowy Kampinos 08 IX 2018

    W tym roku tak nie mogliśmy doczekać się wyjazdu rowerowego, że zorganizowaliśmy go już w pierwszą sobotę roku szkolnego. Kilka lat temu, po pierwszym szkolnym rajdzie rowerowym organizatorzy- Pan Bartek  i Pan Darek mocno głowili się, w jakie miejsce można będzie pojechać następnym razem. Po kilku latach i 9 wyjazdach paradoksalnie okazuje się, że miejsc do odwiedzenia nie ubywa, tylko w zastraszającym tempie przybywa. Tym razem pod uwagę branych było kilka różnych destynacji- zwyciężył Kampinoski Park Narodowy.

    Po pierwsze dlatego, że jesienią jest tam najpiękniej, po drugie dlatego, że przemieszczanie się po leśnych szlakach jest bezpieczne, po trzecie dlatego, że wstyd nie poznać takiego wspaniałego miejsca, które znajduje się nieopodal naszych miejsc zamieszkania, po czwarte wreszcie dlatego, że wielu uczestników wyjazdów uwielbia jazdę offroad- błoto strzelające spod kół, piach zgrzytający w zębatkach i zmuszający do prowadzenia rowerów, komary, kleszcze, zaskrońce, kłopoty z zasięgiem i oparcie nawigacji tylko na własnej orientacji terenowej i wysłużonej mapie.

    Spotkaliśmy się o 9:00 pod szkołą. Ekipa dosyć stała- Julka, Dominika (N.), Damian, Malina, Jawor, Wąciu, Janusz oraz opiekunowie: pani Ania, pan Darek, pan Bartek. W naszym składzie pojawiła się również dwójka debiutantów- Karolina oraz Kacper, który był zwycięzcą Rowerowej Wiosny w kategorii chłopców klas IV-VI. Wiedzieliśmy, że sobie poradzą!

    Wcale nie jest to takie oczywiste, bo do przejechania mieliśmy 90 zaplanowanych kilometrów (przy założeniu, że nigdzie nie pobłądzimy, a było to założenie, jak się okazało mocno idealistyczne), choć nie wszyscy uczestnicy zdawali sobie z tego sprawę. Przykładowo pani Ania spodziewała się wyjazdu 30-kilometrowego, w związku z czym uznała, że nawet nie opłaca się pompować dętki i stawiła się w miejscu startu bez powietrza w tylnym kole. Damian oczywiście natychmiast zabrał się do pompowania, ale kto kiedyś pompował powietrze malutką pompeczką ten wie, że prędzej słoń przejdzie przez ucho igielne, niż uda się napompować wąską dętkę do wymaganego ciśnienia awaryjną pompką.  Napompował więc ile się dało, a resztę, zdecydowaliśmy, że dopompujemy kompresorem na stacji benzynowej.

    Po standardowej fotce wykonywanej przed sklepem, którą tym razem zrobiła nam Ola, ruszyliśmy znajomą trasą przez Zakroczym, most im. Obrońców Modlina 1939r. i drogą 575 w kierunku Leoncina. Na krótkim przystanku w Leoncinie padło standardowe pytanie w tym miejscu- jak nazywał się noblista urodzony w tej miejscowości? Nagrodą był batonik, a jego zwyciężczynią została pani Ania, która okazała się najszybszą „google’istką”. Zresztą pani Ania podwójnie skorzystała na wizycie w Leoncinie, bo dzięki pomocy panów z okręgowej stacji kontroli pojazdów udało się doprowadzić powietrze w jej oponie do pożądanego ciśnienia. Zwróćmy uwagę, że było to powietrze nie byle jakie- bowiem już kampinoskie!

    Zaraz za Leoncinem odbiliśmy w leśną drogę, której nawierzchnia do niedawna była żużlowa, a obecnie ku naszemu zaskoczeniu pokryta była gładkim, jak stół asfaltem- autostrada dla rowerów po środku lasu. Żeby jednak nie było zbyt prosto i miło po kilku kilometrach odbiliśmy w niebieski szlak pieszy, który okazał się dla nas rzeczywiście pieszy- kopny piach, sięgający niemal samych zębatek uniemożliwiał jazdę niemal wszystkim uczestnikom rajdu. Zarówno Malina na górskim rowerze z bardzo szerokimi oponami (choć ten zwalał na przerzutki- po asfalcie jechał wolno, „bo przerzutki”, po piachu nie dawał rady, „bo przerzutki”), jak też Damian, Janusz, Jakub na swoich rowerach gravelowych nie dawali rady. Zdaje się, że tylko Julka na swojej niepozornej damce jechała jak gdyby nigdy nic, nie robiąc sobie nic z terenowych trudności. W tamtej chwili nikt pewnie nie chciałby znaleźć się w głowie Jaworka, w której prawdopodobnie kłębiła się masa niewypowiedzianych wulgaryzmów i kalumnii pod adresem przewodnika wyjazdu.

    Po kilkunastu/kilkudziesięciu (straciliśmy rachubę czasu) minutach droga się poprawiła i spokojnym tempem, ubitą leśną drogą znaleźliśmy się w miejscowości Granica, gdzie jako pierwszy punkt zobaczyliśmy cmentarz wojenny dla ofiar kampanii wrześniowej 1939r. (wycofujących się przez Kampinos do Warszawy ocalałych żołnierzy z bitwy nad Bzurą). Co ciekawe, przeczytaliśmy, że cmentarz rozmieszczony jest na planie orła, choć z naszej perspektywy nie mogliśmy tego zweryfikować.

    Powiedzmy sobie również szczerze, że większość z nas już wtedy myślała tylko o zjedzeniu pizzy- zapasy picia i jedzenia się powoli kończyły, a ceny kanapek u pana Bartka były zaporowe, więc każdy wolał przymierać głodem niż płacić za bułkę 18zł. Nie udała się również propagandowa kampania marketingowa sprzedawcy, głosząca, że do obiadu jeszcze wiele czasu, gdyż przed posiłkiem jeszcze Muzeum Puszczy Kampinoskiej, na którego zwiedzanie potrzeba minimum 2.5 godziny.

    Na szczęście dla głodomorów zwiedzanie owego miejsca trwało nie 2,5 godziny, a 2,5 minuty, bo co to za atrakcja dla naszych rowerzystów, jak wypchanych zwierząt nie można było nawet dotknąć, a co dopiero polizać. Swoją drogą ciekawe, dlaczego pani z muzeum akurat naszej grupie przypominała to kiilkukrotnie?

    Sądzimy jednak, że to miejsce jeszcze kiedyś odwiedzimy, bo dzień naszych odwiedzin był ostatnim przed generalnym remontem tegoż obiektu. Zobaczymy, jak będzie po zmianach!

    Przejechaliśmy również kawałek dalej do skansenu budownictwa puszczańskiego, gdzie akurat odbywała się lekcja tańca celtyckiego. Choć Dominice i Wątkowi już chodziły nóżki do wspólnych pląsów to jednak głód zwyciężył i należało zrobić odwrót w kierunku miejscowości Kampinos, gdyż tam znajdowała się docelowa pizzeria.

    No właśnie...w kierunku miejscowości Kampinos, a nie przeciwnym. Nadrobiliśmy „zaledwie” 15 kilometrów i o dziwo, sprawca tej pomyłki nie był, ku swojemu zdziwieniu, wcale napiętnowany- chyba kolarze byli już po prostu zbyt głodni i zmęczeni, żeby tracić energię na złość.

    Około drugiej po południu zameldowaliśmy się w miejscu spożywania posiłku i nie tracąc czasu, dobrawszy się w pary, zamówiliśmy pizze według własnych gustów. Chyba każdemu smakowało, bo pierwszy raz się zdarzyło, że talerze zostały wyczyszczone do ostatniego kawałka. Po godzinie obiadowej sielanki przyszedł czas by ruszać w drogę.

    Gotowi? Do startu? Nie tym razem... Kapeć w tylnym kole pana Darka zepsuł co prawda mu nieco humor, ale pozostałym uczestnikom dał czas na swobodny wybór zakupów w pobliskim sklepie spożywczym.  W sumie dosyć szybko uporał się z wymianą dętki w ogródku pizzerii, więc opóźnienie z tego tytułu nie było zbyt wielkie.

    Aczkolwiek jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności, nasze opóźnienie, względem planowanego sięgało już prawie dwóch godzin, a pikanterii dodawał fakt, że na horyzoncie zaczęły pojawiać się ciemne, burzowe chmury. I choć Julce nie straszne jest błoto i piach, to jednak zagrożenie zniszczenia fryzury przez deszcz przekraczało jej granice tolerancji i mocno dopingowała pozostałych do szybszego kręcenia swoimi korbami.

    Odetchnęliśmy z ulgą po powtórnym przekroczeniu Wisły- chmury zostały po drugiej stronie, a nam pozostało rozkoszowanie się pięknym zachodem słońca. Pomarańczowe słońce, odbijające się w tafli Wisły plus niepopularny wśród rowerzystów „wmordewind”, czyli bardzo silny wiatr w twarz, sprawiły, że ten widok i ta chwila zostaną w naszych wspomnieniach na długo. Takiej chwili nie „wysiedzi” się w domu na kanapie, ani nie pozna w szkolnej ławce- to trzeba przeżyć!

    Zamiast o planowanej 17 dotarliśmy pod szkołę o godz. 20 już w lekkiej szarówce. Po szybkim pożegnaniu rozjechaliśmy się w swoje strony, a uczestnicy otrzymali kolejną lekcję- zawsze należy być przygotowanym na nadejście zmroku- lampka przy rowerze to nie głupi wymysł, ale obowiązek rozważnego i doświadczonego rowerzysty!

Oddział Przedszkolny Facebook
Oddział Przedszkolny Facebook
Warto zobaczyć
Projekt ,,KUPUJĘ NIE RYZYKUJĘ''
Projekt ,,KUPUJĘ NIE RYZYKUJĘ''
PODWIECZOREK
PODWIECZOREK
DZIEŃ DINOZAURA (Grupa 4/5- latków)
DZIEŃ DINOZAURA (Grupa 4/5- latków)
DZIEŃ DINOZAURA (Grupa 5/6- latków)🦕🦖💚
DZIEŃ DINOZAURA (Grupa 5/6- latków)🦕🦖💚
Dzień kota w grupie 5/6- latków🐱.
Dzień kota w grupie 5/6- latków🐱.
Bo miłość do książek musi zrodzić się w dzieciństwie”.
Bo miłość do książek musi zrodzić się w dzieciństwie”.
WALENTYNKI
WALENTYNKI
OSTATKI W KL.II
OSTATKI W KL.II
😘🥰WALENTYNKI w grupie 4/5-latków💘💝
😘🥰WALENTYNKI w grupie 4/5-latków💘💝
😍😘WALENTYNKI w grupie 5/6- latków💘💝
😍😘WALENTYNKI w grupie 5/6- latków💘💝
BAL KARNAWAŁOWY W GRUPIE 3 LATKÓW
BAL KARNAWAŁOWY W GRUPIE 3 LATKÓW
TŁUSTY CZWARTEK
TŁUSTY CZWARTEK
BAL KARNAWAŁOWY W GRUPIE 5/6- LATKÓW🥯🎭🎉💃👑
BAL KARNAWAŁOWY W GRUPIE 5/6- LATKÓW🥯🎭🎉💃👑
BAL KARNAWAŁOWY W GRUPIE 4/5-LATKÓW 💃👑🎭🥯🎉
BAL KARNAWAŁOWY W GRUPIE 4/5-LATKÓW 💃👑🎭🥯🎉
ROBOTYKA🤖, KREATYWNOŚĆ🧠, LOGOPEDIA👂
ROBOTYKA🤖, KREATYWNOŚĆ🧠, LOGOPEDIA👂
WIĘCEJ
Albumów Galerii