A jak AFLABETYCZNIE
Wycieczka rowerowa w województwo kujawsko-pomorskie była najdłuższą z dotychczas organizowanych przez Grupę Rowerową Dwa Kółka i Spółka. Ba, była tak długa i tak owocna w przeżycia i wrażenia, że na jej podstawie udało się stworzyć cały słownik haseł, które przedstawiamy Czytelnikom w kolejności alfabetycznej.
B jak BAZA WYPADOWA
Z powodów organizacyjnych zdecydowaliśmy się na wariant wycieczki ze stałymi miejscami noclegu, czyli naszymi bazami wypadowymi. Pierwszą bazą wypadową, w dniach 5-7 czerwca była Bydgoszcz, natomiast drugą bazą, w dniach 7-9 czerwca był Toruń. Już same te miasta były niezwykle atrakcyjne i ich zwiedzanie zajęło nam niemało czasu, ale również jako baza wypadowa sprawdziły się doskonale. Oczywiście mieliśmy mocno ograniczony czas wyprawy i wielu z miejsc województwa kujawsko-pomorskiego nie udało nam się odwiedzić, ale jeszcze wszystko przed nami!
C jak CHĘCI
Nasza wyprawa pokazała, że chcieć to móc. Już na etapie planowania musieliśmy pokonać liczne trudności- problem z noclegiem w jednym miejscu, problem z transportem aż 8 rowerów, problem finansowy, itd. Mieliśmy jednak olbrzymią determinację i wiedzieliśmy, że wyjazd musi wypalić. Podczas wyjazdu nie słyszeliśmy od żadnego z uczestników słów „nie chce mi się”, tylko wręcz przeciwnie: „jedźmy jeszcze tam”, „zobaczmy jeszcze to”. Wzajemna motywacja w chwilach słabości przynosiła efekty- wszyscy daliśmy radę i zrealizowaliśmy nasz plan!
Ć jak ĆMA
Noclegi spędzaliśmy w schroniskach młodzieżowych. Wybór był dla nas oczywisty- ceny noclegów w schroniskach s ą bezkonkurencyjne, ponadto znajdują się zazwyczaj w dogodnych lokalizacjach, a ponadto oferują gościom kuchnię, w której sami mogą przygotować sobie posiłek. Dodatkowo cisza nocna jest w nich przesunięta zazwyczaj na godzinę 23 lub nawet 24. Dla nas to ostatnie było szczególnie istotne, gdyż do schronisk wracaliśmy stosunkowo późno i bez obaw o zakłócanie ciszy nocnej chcieliśmy jeszcze zjeść kolację i umyć się. Pierwsza noc wskazywała na to, że uczestnicy (zwłaszcza młodsi) chyba wcale nie zamierzają spać, ale kolejne dni dały się chyba w kość, bo o godzinie 22 w pokojach zajmowanych przez nas było już cicho jak makiem zasiał, a jedyne hałasy dochodziły z pokoju dyskutujących opiekunów.
D jak DRUŻYNA
Chyba najważniejszy element wyprawy- tak na prawdę mniej ważne jest kiedy i gdzie pojedziemy niż to z kim pojedziemy. W skład ekipy wyjazdowej weszło osiem osób:
- Julka Tomaszewska- jedyna dziewczyna na wyprawie, czym tym bardziej zasłużyła sobie na nasze uznanie. Niezawodna towarzyszka podróży, najładniejsze ogniwo naszej drużyny! Jedyny mankament- zbyt mało jadła, ale w trakcie wyprawy mocno nad tym pracowaliśmy i póki nie zjadła na śniadanie przynajmniej dwóch kanapek nie ruszaliśmy się od stołu!
- Damian Przybylski- kiedy pierwszy raz w trakcie wyjazdu przegapił czynność zamawiania obiadu, co doprowadziło do tego, że musiał oddzielnie zamawiać swoją porcję, gdy się okazało, że dla niego nic nie ma, przyprawiło nas to o wyrzuty sumienia. Natomiast, gdy sytuacja powtórzyła się drugi raz innego dnia wiedzieliśmy już, że nie jest to przypadek. Damianek oprócz tego, że odgrywał rolę pierwszego mechanika drużyny to postarał się również o tytuł największej marudy- flaki były za gęste, łóżka były za twarde, mleko było za tłuste...
- Mateusz Jaworski- przez resztę drużyny nazywany „Jaworkiem” lub „Prezesem”. Nie będę wspominał o rzeczach których zapomniał wziąć na wyjazd, gdyż ich lista znacznie przekroczyłaby listę rzeczy, które zabrał. Podczas wyjazdu przeszło do historii jego pytanie z pierwszego noclegu w Toruniu: „Panowie, co mam zrobić, jak nie mam pościeli?”. Na to pytanie padła odpowiedź: „Zabierz komuś”. Do tej pory nie wiemy, komu Jaworek zabrał pościel, gdyż nikt na jej brak się nie skarżył.
- Janusz Fronczak- ten zawodnik znacznie przyczynił się do powodzenia wyprawy rozpowszechniając w kręgach rodzinnych dużo grupowych gadżetów. Na wyprawie był niemniej przydatnym uczestnikiem (patrz hasło J jak JEDZENIE). Zawsze pełen zapału, energii, życzliwości.
- Jakub Malinowski- skąd w nim tyle energii? Podczas obserwacji jego jazdy okazało się, że nie jest w stanie przejechać bez „udziwnień” dłużej niż trzy minuty- złapanie listka, wychylenie nogi, ostre zahamowanie, podrzucenie przedniego koła i wiele innych sztuczek było nieodłącznym elementem jazdy Maliny. Jakub uzyskał również wycieczkową, nieco wulgarną ksywę, nadaną mu przez pewnego niekulturalnego bydgoszczanina. Ta sytuacja nieco podcięła mu skrzydła, a na domiar złego nie był w stanie uruchomić głośnika- najpierw z powodu braku kabla a później z powodu awarii sprzętu.
- Jakub Wątkowski- głos rozsądku podczas wyprawy, myśliciel, filozof. Perfekcyjnie zorganizowany- nic nie zapomniał, nic nie zgubił, nie zadarł z żadnym bydgoszczaninem. W przeciwieństwie do Jaworka nawet posiadał legitymację szkolną ze zdjęciem!
-pan Dariusz Biesalski- główny organizator wyjazdu, miłośnik dobrych zup i długich tras rowerowych, choć pewnego dnia na wyprawie dopadł go mały kryzys poranny i zaproponował współlokatorowi „dzień kanapowy” zamiast jazdy na rowerze. Szybko jednak został odwiedziony od tego pomysłu.
- pan Bartosz Felczak- kierownik do spraw logistycznych. Jechał na wyjazd z obawami- czy damy radę, czy wszystko przebiegnie zgodnie z planem, czy nie będzie awarii i kontuzji, wracał z wyjazdu szczęśliwy- podbudowany atmosferą i wyjazdowymi przeżyciami.
Najważniejsze jednak, że wspólnie stanowiliśmy drużynę- jeden drugiemu był gotów pomóc, jeden na drugiego był gotów poczekać lub wesprzeć. Z automatu też nastąpił podział obowiązków- jedni byli lepsi w nawigowaniu, inni w sprawach kulinarnych, itp.
E jak EXPLOSEUM
Ze wszystkich, licznych muzeów znajdujących się w Toruniu i Bydgoszczy, wybraliśmy właśnie bydgoskie Exploseum, znajdujące się na obszarze DAG Fabrik Bromberg (jednego z największych przedsiębiorstw zbrojeniowych III Rzeszy wzniesionego na okupowanych ziemiach polskich. Swoją drogą założycielem tego koncernu był Alfred Nobel). Muzealne ekspozycje dotyczyły biografii Nobla, wojskowości, uzbrojenia, pracy przymusowej i ruchu oporu na ziemiach polskich. Podziemna trasa turystyczna zaserwowała nam nieco ochłody po długim i gorącym dniu. Do samego muzeum z centrum Bydgoszczy musieliśmy pokonać na rowerach 15 kilometrów z czego sporą część przez lasy. W związku z tym do Exploseum weszliśmy na ostatnią chwilę przed zamknięciem i przez obsługę zostaliśmy zobligowani do szybkiego zwiedzania, gdyż inaczej zostaniemy zamknięci w którymś z pomieszczeń. Dodało nam to animuszu, tym bardziej, że brakowało nam Maliny, który został przed muzeum na ochotnika popilnować rowerów.
F jak FUNDACJA CZARNY KARZEŁ
Studio Fundacji Czarny Karzeł, znajdujące się w Hali Moderator Inwestycje było pierwszym miejscem, odwiedzonym przez nas w Bydgoszczy. Pani Marta Filipiak i pan Robert Poryziński opowiedzieli nam o tajnikach tworzenia scenografii do filmów. Tak się składało, że prace w ich studio trwały w najlepsze, gdyż przygotowują się właśnie do realizacji ambitnego projektu pod nazwą „Klechdy domowe”. Byliśmy zafascynowani i jednocześnie zaskoczeni tym, ile pracy trzeba włożyć, aby obraz, który oglądamy na ekranie był dla widza interesujący.
G jak GORĄCO
Przed wyjazdami rowerowymi obawy powoduje zawsze niepewność pogodowa. Nie inaczej było tym razem. Dotychczasowe pogody nie napawały nas optymizmem, bo albo było zimno, albo padało. Tymczasem w przeddzień naszego wyjazdu rozpoczęła się w Polsce fala upałów. Temperatury, jakie towarzyszyły nam w podróży wahały się w granicach 28-33 stopnie Celsjusza, dlatego każdy dzień staraliśmy się rozpoczynać w miarę wcześnie rano, aby jeszcze przed epicentrum upału pokonać jak największy dystans. Słońce spowodowało u nas typowo kolarską opaleniznę- białe dłonie (od rękawiczek), mocno opalone przedramię i białe ramię (od koszulki). Opiekunowie zwracali podczas wyjazdu szczególną uwagę na ochronę głowy uczestników przed intensywnymi promieniami słońca. Momentami zakrawało to na upierdliwość, ale zdrowie i bezpieczeństwo ponad wygodę!
H jak HUMOR
Humor jest nieodłącznym elementem naszych wyjazdów rowerowych. Śmiejemy się z zaistniałych sytuacji, z siebie nawzajem. Wyłapujemy absurdalne elementy rzeczywistości i używamy je do żartów na wszystkie sposoby. Elementem humoru jest również płatanie figli współtowarzyszom podroży. Jeden z najbardziej udanych dowcipów miał miejsce w Złotorii podczas zwiedzania zamkowych ruin. Części uczestników (pan Bartosz, Jawor, Janusz, Damian) było mało wrażeń i poszli wąską ścieżką przez pokrzywy zobaczyć miejsce wpływu Drwęcy do Wisły. Pozostali zostali na miejscu i nie mogąc wytrzymać chwili bezczynności zdecydowali się ukryć rowery swoim kolegom w okolicznych zaroślach (każdy zresztą był ukryty w innym, oddalonym od siebie miejscu). Znalezienie ich wcale nie było takie proste. Oczywiście nie wszyscy, których spotykaliśmy na naszej drodze rozumieli nasze poczucie humoru, ale za to pan ze schroniska w Bydgoszczy doskonale wkomponował się w nasz humor- rozdał pościel do pokoju chłopaków i pokoju Julki, natomiast opiekunom oznajmił z kamienną twarzą, że dla nich pościeli nie ma. Pan Darek, którego niełatwo jest nabrać na takie gierki, stanął jak wryty nie mogąc wydusić słowa. Po czym pan oznajmił, że pościel jest już na miejscu w pokoju. W nagrodę za poczucie humoru otrzymał od grupy gadżety- smycz oraz magnes.
I jak INFRASTRUKTURA
Podczas dotychczasowych wyjazdów rowerowych nie odwiedziliśmy jeszcze żadnego dużego miasta. Tym razem były to aż 3- Bydgoszcz, Toruń i Warszawa. Po wszystkich z nich przemieszczaliśmy się rowerem, jednocześnie odkrywając, że jest to najlepszy środek lokomocji do zwiedzania miast. Olbrzymie wrażenie zrobiła na nas infrastruktura rowerowa znajdująca się w tych miastach. Objeżdżając Toruń- na dystansie 62 kilometrów na ponad 50 kilometrach poruszaliśmy się ścieżkami rowerowymi. Trasę Bydgoszcz-Koronowo (25 kilometrów) pokonaliśmy w całości po atrakcyjnej ścieżce rowerowej, której najbardziej atrakcyjnym momentem był przejazd najwyższym na świecie wiaduktem kolejki wąskotorowej (zamiast torów jest tam obecnie zalany asfalt dla rowerzystów). Z Bydgoszczy do Ostromecka (ponad 20 kilometrów) jechaliśmy w całości po równiutkiej, asfaltowej ścieżce rowerowej. Również etap warszawski- od Dworca Wschodniego do Łomianek pokonaliśmy po ścieżkach rowerowych. W tym ostatnim mieście zaskoczyła nas jednak olbrzymia liczba rowerzystów korzystających z tej trasy.
J jak JEDZENIE
Staraliśmy odżywiać się zdrowo, ale cóż, nie zawsze nam to wychodziło. Najlepszym kucharzem z ekipy okazał się Janusz, który na pierwsze śniadanie wysmażył idealną jajecznicę na boczku. Pozostałe śniadania nie były już tak wyszukane- parówki, konserwa, wędlina, ser, dżem. Wśród obiadów królowały zupy- flaki, rosół, rybna, szczawiowa, chłodnik, żurek. Czasami byliśmy zdani jednak na fast food, przede wszystkim z uwagi na ograniczony czas- raz jedliśmy kebaby, dwa razy odwiedziliśmy McDonald’s i raz konsumowaliśmy pizzę. Największą furorę zrobiły jednak naleśniki z toruńskiej restauracji Manekin, co potwierdziło naszą hipotezę, że domowe obiady w trakcie wypraw rowerowych smakują najlepiej!
K jak KOLEJ
Nasz wyjazd nie był stuprocentowo rowerowy. Podczas naszej trasy posiłkowaliśmy się koleją. Najpierw pociągiem Kolei Mazowieckich przejechaliśmy z Modlina do Warszawy a następnie z Warszawy do Bydgoszczy przejechaliśmy PKP Intercity. Drogę powrotną z Torunia do Warszawy również pokonaliśmy pociągiem PKP Intercity. Podróż przebiegała bezproblemowo tym bardziej, że jechaliśmy w specjalnym wagonie rowerowym. Trasa do Bydgoszczy przebiegała w radosnej atmosferze- każdy był ciekawy, co nas czeka. Z kolei w drodze powrotnej uśmiechy nieco zniknęły z twarzy- żałowaliśmy, że wyjazd nieubłaganie dobiega końca. Ponadto w drodze powrotnej Jawor dostał lekcję od konduktora, że legitymacja szkolna bez zdjęcia jest bezwzględnie nieważna. Koledzy próbowali mu doradzać, aby wkleił sobie fotkę z jakimś filtrem z instagrama, ale nie dał się namówić.
L jak LODY
Jeśli lody i Toruń to na pewno legendarna lodziarnia Lenkiewicz. Odwiedziliśmy ją dwukrotnie- najpierw podczas objazdu Torunia byliśmy w lokalu przy ul. Olsztyńskiej a później podczas pieszego zwiedzania Starego Miasta byliśmy w tej kawiarni przy ul. Małe Garbary. Niektórzy z wycieczkowiczów, głównie Wątek i pan Darek, chyba zamierzali pobić rekord Guinessa w zjedzeniu największej liczby lodów jednego dnia. Lody piernikowe, snickersowe, waniliowe, mango to tylko początek listy smaków jakie skosztowali.
Ł jak ŁUT SZCZĘŚCIA
Nie da się ukryć, że trochę szczęścia na tym wyjeździe mieliśmy. Najważniejszym jego przejawem było uniknięcie deszczu trzeciego dnia. Mniej więcej o godzinie 15:00 wyjechaliśmy spod schroniska w Bydgoszczy do Torunia. Po drodze mieliśmy zahaczyć o Ostromecko. Po chwili jazdy otrzymaliśmy telefon od naszego przewodnika z Ostromecka, pana Mirka, że jest tam straszna ulewa, która ponadto zmierza w naszym kierunku. Rzeczywiście tak to wyglądało również z naszej perspektywy- bardzo ciemne chmury, burzowe pomruki, zanik wiatru. Byliśmy pewni, że albo zmokniemy, albo będziemy musieli dłuższy czas przeczekiwać deszcz. Kolejne kilometry jednak upływały, a jedynymi oznakami, że nasz przewodnik nie kłamał były olbrzymie kałuże i parujące otoczenie. Podobne szczęście mieliśmy już w samym Ostromecku- ze strachem w oczach obserwowaliśmy szalejącą ulewę po drugiej stronie rzeki. Na nas nie spadła ani kropla.
M jak MUZYKA
Pisaliśmy wcześniej o awarii głośnika Maliny. W związku z tym muzyka podczas tego wyjazdu pozostała w sferze teoretycznej. Zamiast słuchać hitów („Jessica” ze Skępego do tej pory budzi pozytywne wspomnienia) o muzyce mogliśmy jedynie porozmawiać. Rozmowy te dotyczyły między innymi historii muzyki (skąd wziął się blues? jazz? rock and roll?). Zobaczyliśmy również miejsca znane z teledysków toruńskiego rapera Małpy. Pan Darek starał się przekonać Janusza o wyższości tradycyjnego składu zespołu – gitara, bas, perkusja nad współcześnie tworzoną muzyką na komputerze. Janusz chyba jednak nie dał się przekonać.
N jak NAJFAJNIEJSZE
Na koniec wyjazdu poprosiliśmy uczestników o krótkie podsumowanie wyjazdu. Jednym z elementów podsumowania było krótkie opisanie najfajniejszej rzeczy, wydarzenia, wspomnienia z wyjazdu. Kuba Wątkowski powiedział, że najbardziej podobało mu się rowerowe zwiedzanie Bydgoszczy wraz z przewodnikiem, który opowiadał o historii i ciekawostkach związanych z tą piękną stolicą województwa kujawsko-pomorskiego. Z kolei Malinka za najfajniejszy uznał osobisty sukces- wygranie coca-coli w pojedynku na jazdę bez trzymanki. Kuba wspominał również dialog przeprowadzany pod prysznicami przez pana Bartka i pana Darka, który brzmiał mniej więcej tak:
„- Ej, masz ciepłą wodę?
- Nie, mam mokrą.”
Julce podobała się różnorodność architektoniczna Torunia i Bydgoszczy oraz wspomniane naleśniki z Manekina. Damianowi najbardziej podobała się historia rodem z Bydgoszczy, opowiadająca o magicznym dniu w latach 70- tych, kiedy nastąpiła pomyłka i na jednym z osiedli (Szwederowie) z kranów zamiast wody płynęło piwo (autentyczna historia- potwierdził ją przypadkowy przechodzień). Januszowi i panu Darkowi podobała się toruńska starówka- Januszowi od wewnątrz podczas jej zwiedzania, natomiast panu Darkowi jej panorama oglądana z drugiego brzegu Wisły. Jaworkowi najbardziej w pamięć zapadł Janusz śpiący na parapecie w pociągu. Panu Bartkowi najbardziej podobało się oglądanie zadowolonych twarzy pozostałych uczestników.
O jak OKAZJONALNE KOSZULKI
Taki wyjazd oprócz utrwalenia w naszych wspomnieniach aż się prosił o bardziej materialne upamiętnienie. Dlatego zdecydowaliśmy się stworzyć okazjonalne koszulki „Grupa Rowerowa Dwa Kółka i Spółka na szlaku… województwo kujawsko-pomorskie”. Mocno limitowana odzież tylko dla uczestników wyprawy. Należy nosi ć z dumą!
P jak PRZEWODNICY
To hasło równie dobrze mogłoby znaleźć się pod litera Ł jak ŁUT SZCZĘŚCIA. Takich przewodników, jakich mieliśmy w Bydgoszczy i Ostromecku ze świecą szukać. Bydgoszcz rowerami udało nam się zwiedzić dzięki panu Rafałowi Romeckiemu i panu Andrzejowi Gapińskiemu. Panowie świetnie się uzupełniali- pierwszy doskonale znal topografię Bydgoszczy, dzięki czemu sprawnie pokonywaliśmy trasę pomiędzy atrakcjami. Drugi natomiast historię Kujaw i Bydgoszczy miał w małym palcu- pokazał nam najbardziej charakterystyczne, najciekawsze bydgoskie miejsca, opowiadając przy tym historie pełne anegdot i ciekawostek. Dodać należy, że obaj panowie są miłośnikami dwóch kółek i przejechali wspólnie niejedną wyprawę. Olbrzymią życzliwością wykazał się pan Rafał, który po awarii dętki Jaworka natychmiast pomógł mu ją naprawić, podjechał na stację napompować koło i robił to wszystko z niegasnącym uśmiechem! W Ostromecku naszym przewodnikiem był pan Mirosław Chojecki, mieszkaniec tej miejscowości i pasjonat historii. Opowiedział nam bardzo interesujące fakty dotyczące pałacu ostromeckiego a ponadto ufundował nam obiad w Restauracji Ostromeckiej. Trafić na takich ludzi podczas wyprawy to skarb!
R jak ROWER
Rowery były najistotniejszym elementem wyjazdu, były jego kwintesencją, dość powiedzieć, że bez nich byśmy nie pojechali. Uczestnicy wyjazdu są już dosyć doświadczonymi turystami rowerowymi, dlatego zdawali sobie sprawę, że odpowiednie przygotowanie sprzętu i ekwipunku jest jednym z najważniejszych warunków powodzenia całej wyprawy. Wysiłek włożony w przygotowanie rowerów do wyjazdu przyniósł efekty- nie mieliśmy w trakcie wyjazdu żadnych większych defektów- dwa razy złapaliśmy kapcia, ale z takimi trudnościami, będąc odpowiednio przygotowanym można poradzić sobie w kilka minut. Uczestnicy musieli zaopatrzyć się również w torby rowerowe, bo jazda z plecakiem na dłuższych odległościach jest udręką. Ten element wyposażenia spłatał figla Malinie i Damianowi, którym oberwały się mocowania toreb, ale domowymi sposobami udało się usterki tymczasowo naprawić.
S jak SPONSORZY
Mniej więcej w listopadzie 2018r. założyliśmy sobie, że nasza wyprawa dojdzie do skutki, jeśli uda nam się na nią „zarobić”. Początkowo miały to być kiermasze ciast, okolicznościowe sklepiki podczas szkolnych uroczystości. Później wyprodukowaliśmy grupowe gadżety, które otrzymywały osoby wspierające nas finansowo. Grupa takich osób była zadziwiająco duża- wspierali nas pracownicy szkoły, rodzice, uczniowie, nasze rodziny, znajomi, znajomi znajomych, znajomi znajomych znajomych a nawet całkowicie obcy ludzie, którzy z różnych źródeł dowiedzieli się o naszym przedsięwzięciu. Wszystkim osobom, dzięki którym nasza wyprawa wypaliła w tym miejscu serdecznie dziękujemy. Pomogliście spełnić nam nasze marzenie!
Ś jak ŚMIERDZIUCH
Każdej wyprawie towarzyszy jakieś charakterystyczne określenie lub zwrot. W tym przypadku był to „śmierdziuch”, czyli nazwa napojów energetycznych, używana przez jednego z bydgoskich przewodników, pana Rafała. „Śmierdziuch” stał się tak kultowym zwrotem, że zaczął w trakcie wyprawy stanowić walutę. Przy zadawaniu wyjątkowo trudnych pytań (np. rozszyfrowanie łacińskiego napisu na pomniku Kopernika) śmierdziuch był nagrodą. Dwaj z uczestników stali się nawet nagrodzonymi- Wątek za rozszyfrowanie zagadki historycznej, kto był największym budowniczym z polskich królów, Malina za poprawną odpowiedź w zagadce, czyj pomnik stoi przed toruńskim Cinema City.
T jak TRASA
Trasa, którą pokonaliśmy na rowerach liczyła łącznie 337 kilometrów. Pierwszy dzień był stosunkowo łagodny, bowiem na rowerach przejechaliśmy zaledwie 15 kilometrów spod szkoły w Kroczewie do stacji kolejowej w Modlinie. Drugi dzień był natomiast najbardziej intensywny- z Bydgoszczy pojechaliśmy do Koronowa, następnie okrążyliśmy Zalew Koronowski (z dodatkową atrakcją- przepłynięciem promem na drugą stronę) i powróciliśmy do Bydgoszczy (dokładnie do Exploseum). Tego dnia pokonaliśmy blisko 120 kilometrów. Trzeciego dnia objeżdżaliśmy rowerami Bydgoszcz oraz przejechaliśmy przez Ostromecko do Torunia. Tego dnia pokonaliśmy 78 kilometrów. Czwartego dnia zwiedzaliśmy Toruń rowerem- objechaliśmy całe miasto wzdłuż i wszerz. Na rowerach pokonaliśmy wówczas 63 kilometry, ale spory dystans pokonaliśmy jeszcze na piechotę. Ostatni dzień to powrót z Warszawy do Kroczewa. Dystans tego dnia wyniósł 61 kilometrów.
U jak UNIWERSYTET
Toruń i Bydgoszcz były miastami akademickimi dla opiekunów wycieczki- pan Darek studiował w Bydgoszczy na Wyższej Szkolne Pedagogicznej (obecnie wchodzi w skład Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego), pan Bartek w Toruniu na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. W czasie objazdu miast pokazali uczniom miejsca związane z ich studenckim życiem, bawiąc się doskonale przy tych wspomnieniach.
W jak WISŁA
Przez całą wyprawę największa polska rzeka towarzyszyła nam nieustannie. Przejeżdżaliśmy ją kilkukrotnie przez różne mosty. Zaliczyliśmy most fordoński, obydwa mosty toruńskie, warszawski most świętokrzyski i znany nam już most modliński na trasie S7. Mało tego, pokusiliśmy się również o rejs statkiem po toruńskim odcinku Wisły (pomiędzy starym mostem a mostem kolejowym). Trochę nas wówczas przewiało, ale było warto!
Z jak ZABYTKI
Kujawy oraz ziemia chełmińska, na której znajduje się Toruń obfitują w zabytki i pięć dni, które mieliśmy przeznaczone na rajd to zdecydowanie za krótko, aby zobaczyć wszystko. Staraliśmy się jednak widzieć jak najwięcej. W Bydgoszczy pan Andrzej pokazał nam budynek należący w XIX wieku do pruskiej Kolei Wschodniej, Kościół Serca Pana Jezusa na Placu Piastowskim, Hotel pod Orłem, Plac Wolności, Kościół św. Jacka, Park Kazimierza Wielkiego, dzielnice muzyczną, Londynek, Park Kochanowskiego, Bazylikę św. Wincentego a Paulo, Bulwary nad Brdą, Ząb Rulewskiego, gmach opery, Wyspę Młyńską, Wenecję Bydgoską, spichrze, Stary Rynek, Kanał Bydgoski i znajdujące się na nim śluzy. W Toruniu zobaczyliśmy Motoarenę, ruiny zamku dybowskiego, ruiny zamku w Złotorii, panoramę widokową na Stare Miasto, Bulwar Filadelfijski, Stare Miasto z takimi zabytkami jak Krzywa Wieża, Ratusz Staromiejski (z wejściem na wieżę), Kościół Najświętszej Marii Panny, Kamienica pod Gwiazdą, Łuk Cezara i wiele innych.
Ź jak ŹDŹBŁO TRAWY
W trakcie wyjazdu okazało się, że wielu z nas ma dziwne objawy- nagłe, niekontrolowane kichnięcia, katar. Po przeprowadzeniu analizy doszliśmy do wniosków, że kichająco-prychający są zwyczajnie uczuleni, bardzo prawdopodobne, że na unoszące się w powietrzu pyłki trawy.
Ż jak ŻEGNAMY SIĘ
Paradoksalnie nasza wyprawa zaczęła się od wzruszającego pożegnania. Ekipa przedszkolaków i zerówiaków pod opieką pani Marzenki i pani Małgosi, obsługa i dyrekcja szkoły żegnali nas czule.
Pożegnania bywają trudne- koniec naszej wycieczki nie napawał uczestników uśmiechem. Jedni obawiali się powrotu do szkoły, inni powrotu do truskawek a jeszcze inni tego, że w domu będą musieli myć zęby przed snem.
Pożegnanie było tym bardziej smutne, że tym rajdem żegnamy się z obecną ekipą Dwóch Kółek, którzy w tym roku kończą gimnazjum. Mamy jednak nadzieję, że w przyszłości będą kontynuować uprawienie turystyki rowerowej a emocje, które towarzyszyły podczas naszych wspólnych wypraw zostaną z nimi na długo.